Niezła jazda, czyli podróż z dzieckiem Polecamy Rodzice piszą by Arleta Niciewicz-Tarach - 3 listopada 20163 listopada 20160 Rach-ciach w plecaczek: szczotka do zębów, do włosów, majtki na zmianę, jedne spodnie bo wygodnie. Stos rockowych płyt do auta. W bagażniku hula wiatr. Otwarte okna, po drodze sik w krzakach – czysta wolność. Jeżeli dla Ciebie też to brzmi jak bajka, to znaczy, że jesteś podróżującym rodzicem… Marzec 2016, niecałe pół roku po narodzinach naszego syna. Z wielką ekscytacją, ale i dozą niepokoju, wybieramy się „w trasę”, by spędzić Wielkanoc z rodziną. Pierwszy szok spotyka nas już w przedpokoju, gdzie bagaże piętrzą się jak Alpy Berneńskie – torba na torbie plus łóżeczko turystyczne z pościelą, pośrodku chwieje się wózek, niebezpiecznie przygniatając siatkę z prowiantem. W tej siatce – siacie właściwie wielkości pudła – nie znajduje się nic dla nas, rodziców, jadalnego, są za to butelki, łyżeczki, śliniaczki oraz pokaźny zapas mleka w proszku tudzież kaszki. Paczka pampersów nigdzie nie weszła, leży luzem. Z niedopiętej torby sterczy ulubiona aktualnie zabawka o nietypowym kształcie i rozmiarze XXL. Zawsze myślałam, że mając auto typu kombi, jesteśmy gotowi na wszystko. Nie byliśmy. Na szczęście moje pokolenie ma za sobą lata gry w Tetris – tylko logika i spryt pozwalają tak ułożyć bagaże, by się zmieściły, nie zgniotły i nie zasłoniły doszczętnie tylnej szyby, grożąc zawaleniem. Zanim ruszymy, trzeba jeszcze – z trudem i sapaniem – pozbawić małego pasażera wierzchniego okrycia, bo już stęka z gorąca. Jeszcze akrobatyka związana z zapięciem fotelika pasem i umieszczeniem gdzieś gigantycznej torby podręcznej… i jazda! CZYTAJ TAKŻE: Alergie u dzieci - co warto o nich wiedzieć i jak sobie radzić?Jazda jest bez trzymanki, przynajmniej dla mnie. Po pierwszej godzinie nieustannego podnoszenia ciskanych w dal zabawek, wertowania torby i łapania w locie smoczka mam pierwszy od lat nawrót choroby lokomocyjnej, więc decydujemy się na postój po prostu. Ale to wcale nie jest po prostu… Szukamy stacji paliw, na której jest przewijak. Najlepiej z parkingiem blisko wejścia, bo zimno. Takiej, żeby nie było dużo ludzi, bo kolejki. Stajemy. Są kolejki, nie ma przewijaka. Gdy karmię piersią, ktoś gapi się przez szybę. Zmieniam pieluchę na tylnym siedzeniu, klinuje mi się ręka, ledwo żyję… Wreszcie – w drogę! Reszta drogi upływa nam w błogostanie, bo po nakarmieniu i przewinięciu najważniejszy pasażer zapada w drzemkę. A ja, zanim pójdę z ulgą w jego ślady, układam sobie w myślach nowy dekalog podróży: Nie walcz z ilością ani gabarytem bagażu, ale regularnie graj w Tetris. Przygotuj się na trzy rundy noszenia bagażu do auta lub wynajmij wozy juczne. Zaplanuj podróż tak, by wypadła w czasie długiej drzemki dziecka. Nie pakuj butelki ze smoczkiem na dno bagażnika. Pożegnaj ulubione płyty, powitaj dziecięce przeboje. Miej w torebce alternatywne zabawiacze, jak szeleszczące papierki i grzechoczące miętówki. Poznaj topografię regionu pod kątem miejsc na postoje. Uzbrój się w dużo chusteczek higienicznych. I w jeszcze więcej cierpliwości. Ciesz się podróżą z dzieckiem mimo niedogodności – to naprawdę fajna przygoda!