Problemowy warunek Polecamy Rodzice piszą by Edyta Bodzioch - 23 listopada 201623 listopada 20160 Ostatnio rozkładając życie na czynniki pierwsze w rozmowie z koleżanką padły słowa “…i wiesz, zastanawiam się, jakby to było gdyby…”. Ja nie miałam ze swojej strony dużo do opowiadania, jakby to było. Dziwne, co? Przy moim słowotoku niemal niemożliwe! A jednak… Bo nie wiem jakby było, gdyby. Bardzo nie lubię tego warunkowego toku myślenia, więc go z zasady nie praktykuję. Bo gdyby babcia miała wąsy, toby była dziadkiem. Poza tym, łatwo wpaść w pułapkę opłakiwania strat. W końcu podejmując decyzję, decydujemy się na tylko jedną z możliwości. Tym samym odrzucamy drugą z nich. Już Seneka zauważył, że nic tak człowieka nie rajcuje i nie kusi jak to, co utracił. Więc ja tym bardziej cieszę się ze swojego nawyku, który pozwala mi zachować psychiczną równowagę. Mało tego, zamiast żyć wspomnieniami, bardziej interesuje mnie tu i teraz. Wracając do rozmowy z koleżanką – zastanawiałyśmy się nad swoimi życiowymi wyborami. Mężami, dziećmi, zawodem, pracą i jeszcze kilkoma sprawami. Kolejny raz uświadomiłam sobie, jak dobrze mi w mojej skórze. Że nie zamieniłabym swojego aktualnego życia na nic innego. Bo to co mam, jest dla mnie bardzo cenne i okupione sporym wysiłkiem. Tak, dobrze czytasz, wysiłkiem. Ślubny nie przyszedł do mnie w paczce z instrukcją obsługi. Musieliśmy się najpierw znaleźć, później nauczyć i zapomnieć o swoich życiowych błędach, a teraz dbamy o to, by się nie oddalić. A o to łatwo, odkąd pojawił się nasz Mały wielki chaos 🙂 Teraz we troje uczymy się siebie nawzajem. Cieszą mnie ludzie, którymi się otaczam. Czerpię z tych znajomości dużo energii i pomysłów. Ale to też proces. Często trudny. Zastanawiasz się dlaczego? Nie wiem jak Ty, ale ja dość długo miałam wokół siebie sporo destruktorów. Niestety byliśmy ze sobą zbyt blisko. Zdecydowanie za blisko. Trzeba więc było się ich pozbyć. Ale to wymaga czasu, zaangażowania i oceanu trudnych emocji do przelania łyżką. A potem chęci, by wyściubić nos z domu, poszukać wartościowych ludzi i wejść z nimi długofalowe interakcje. CZYTAJ TAKŻE: Rusza cykl bezpłatnych spotkań DEPRESJA W SPÓDNICY, czyli Mamo, UŚMIECHNIJ SIĘ!Jeśli po tych słowach nabierasz przekonania, że moje życie usłane jest różami, to się mylisz. To nie tak, że mam wszystko na pstryknięcie palcami. Choć ktoś, kto stoi z boku może tak myśleć. Albo powiedzieć, że się przechwalam. A może przeceniam swoje “teraz”? To zupełnie nie tak. Po pierwsze, nie mam wszystkiego. Są rzeczy, które mi się marzą. I nie chodzi o sztabki złota w piwnicy. Są to rzeczy czasem bardzo trywialne, które inni mają ot tak. Są też takie, do których dążę, ale wciąż coś idzie nie po mojej myśli. Więc punkt docelowy nieustannie się oddala. Zdarza mi się wtedy załamywać ręce. Trochę marudzić i kląć. Ale finalnie, za każdym razem gdy się potknę, wstaję, otrzepuję się i dalej robię swoje. Rozmawiam z ludźmi, którym się udało, ale i tymi, którym nie poszło. Wyciągam wnioski. Sporo czytam, jeszcze więcej planuję. Zmieniam taktykę. Osiąganie calu i realizacja marzeń to ciężka praca na zasadzie prób i błędów. Ja mam odwagę i determinację, by grać na tych zasadach. Trochę się już znam i wiem, że mogę na sobie polegać. Mam do siebie zaufanie. A to podobno dzisiaj wielki luksus. Ale prócz tego luksusu, mam jeszcze jeden. Dla mnie jest nim Rodzina. Gdyby nie ona, nie miałabym tyle sił, optymizmu, ciekawości świata i ochoty na podejmowanie nowych wyzwań. Odkąd mam swój kawałek świata, całą jego resztę mogę przejść pieszo. Bo choćby się waliło i paliło, mam bezpieczną przystań, do której mogę wrócić. I gdybym musiała dokończyć to znienawidzone warunkowe zdanie, odpowiedziałabym, “gdyby nie moja Rodzina, nie byłabym szczęśliwa”.