Matczyne poranki Dziecko Rodzice piszą by Ilona Wróblewska - 7 kwietnia 201710 kwietnia 20170 “Dryń, dryń!” Słyszę jakiś dźwięk jakby przez ścianę. Ale jest coraz głośniejszy i chyba się do mnie zbliża, a już z pewnością do moich uszu. Coś uporczywie próbuje wyrwać mnie ze snu. Nie! Tylko nie teraz, kiedy akurat moja stopa stanęła na rozgrzanym piasku, gdzieś daleko na rajskiej wyspie. Zaciskam mocniej oczy. Może uda mi się jeszcze wrócić do tego momentu i dośnię do końca mój sen. “Dryyyyyń!” Tego już za wiele! Co to ma znaczyć? Nie przestawiłam budzika? Przecież dopiero co zamknęłam oczy. Po omacku szukam telefonu, żeby włączyć drzemkę. 5 minut, jeszcze tylko 5 minut. Szybko, szybciutko… Ale jednak próbuję otworzyć jedno oko, tylko słabo mi idzie. Czuję piasek pod powiekami. Obiecuję sobie, że nie będę więcej czytać książek do późna! W końcu udało mi się spojrzeć na zegarek. ŻE CO? 6.15? Jeden rzut oka podziałał na mnie jak kubeł zimnej wody. Wyskakuję z łóżka jak oparzona. No to się chyba dziś spóźnię do pracy… Nie ma czasu, nie ma czasu, nie ma czasu – tylko na tym potrafię się teraz skupić, ale po 3 sekundach przychodzi otrzeźwienie, bo przecież ubrania nieprzygotowane i niewyprasowane. Ok! Idę do szafy, otwieram i siadam przed nią. Mijają minuty. fashionlady.in Długie cenne minuty, a ja nie wiem w co się ubrać. Gdzie jest ta bluzka? Gdzie ona jest?! Moja kolejna obietnica dzisiejszego poranka dotyczyła przygotowywania stroju wieczorem. Bluzka! Jest! Widzę ją! Dobrze, że była na wieszaku i nie będę musiała jej prasować. Szybko się ubieram i zaglądam do szafy Hani. Tu już nie pozwalam sobie na stratę czasu tylko bez zastanowienia kompletuję strój. CZYTAJ TAKŻE: Maminy mandżur - czyli wychodzimy z dzieckiem z domuPobudka dziecka…ciężka sprawa Ryzykuję dużo, bo przygotowałam spodnie, a nie sukienkę czy spódniczkę. I przyszedł czas na pobudkę córeczki. Głaskanie po policzku, gilgotanie w stopy, podgryzanie w żeberka – to tylko część sposobów jakie wykorzystuję do budzenia mojego dziecka. Ale nie zawsze działają. I tym razem tak było. Nie pozostało nic innego jak zacząć Ją ubierać na śpiąco. Oczka zamknięte, ale rączki same idą do góry czując, że Ją ubieram. Staram się nie denerwować, mimo nieubłagalnie płynących minut. Czym bliżej godziny wyjścia, tym czas leci szybciej. W końcu Hania otwiera oczy. Szybkie przytulasy na dzień dobry, kakao do wypicia i do wyjścia. I całe szczęście, że dziś obyło się bez awantury, że nie ma spódniczki. Uffff… Niestety zabrakło czasu na makijaż, ale nie szkodzi. Lusterko w aucie powinno wystarczyć, a poprawki naniosę w pracy w łazience. Udało się dotrzeć do pracy na czas. Kolejny raz wygrałam wyścig z czasem! A jak wyglądają Wasze poranki z dzieckiem/dziećmi? fot. główne: huffingtonpost.com