Każda z nas ma na głowie więcej niż sporo. Godzisz ze sobą kilka ról. Gdy rano otwierasz oczy, myślisz o planie na dzisiejszy dzień. Jeśli należysz do tych przebieglejszych, zaglądasz do notesu. Odpalasz wysokie obroty i do wieczora starasz się je utrzymać.

Dzieci trzeba ogarnąć. Samej się przygotować do pracy. Zaplanować logistykę i menu od śniadania do kolacji. Po pracy zakupy, odwiedziny, sprzątanie. Zaraz, jeszcze pranie. I ktoś przecież musi wyjść z psem, pamiętać o rybkach w akwarium. I o ciastkach na Dzień Babci i Dziadka.

Obowiązki mamy, a czas dla siebie

Nie powiem Ci “olej to”, albo “podziel obowiązki”. Podejrzewam, że już zrobiłaś, co mogłaś. Myślę sobie też, że możesz mieć syndrom typowej pani domu. Oznacza to, że masz bardzo silne poczucie kontroli nad wszystkim, co dzieje się wokół i wolisz padać na twarz z myślą, że wszystko jest jak trzeba. Spoko, ja mam dokładnie tak samo.

Czy jest na to jakaś rada? Pewnie jest, za godziwą opłatą kilka razy w tygodniu. Wiele też zależy od tego, czy lubisz pełnione przez siebie role i wykonywane obowiązki. Ja swoje lubię. Wszystkie. No dobra, prócz prasowania. To scedowałam na Ślubnego (jednak można mężczyznę oswoić z żelazkiem! 🙂 ).

Mimo to, miewałam dni totalnego braku sił. I choć wiem, że gorsze chwile zdarzają się każdemu, to zaczęłam się zastanawiać, jak ograniczyć ich występowanie do minimum. Jak? Dbając o siebie regularnie. Kluczowe okazuje się tutaj słowo regularnie. Bo z siłami jest jak z jedzeniem, na zaś się nie da napakować. No i lepiej mniej, a częściej.

Kiedy ostatnio spędziłaś pół godziny, czytając książkę? Kiedy to Ty wybrałaś film? Kiedy ostatnio byłaś gdzieś z przyjaciółką? … Malowałaś paznokcie? …Założyłaś coś wystrzałowego? … Brałaś kąpiel, a nie prysznic? …Próbowałaś czegoś pysznego pierwszy raz? … Miałaś wieczór dla siebie?

Pomyśl. Później zrób sobie wish listę i wprowadź w życie. Gwarantuję, że wyrosną Ci skrzydła.