Co mówią o nas święta? Rodzice piszą by Edyta Bodzioch - 16 lutego 201820 grudnia 20180 W całym roku mamy sporo Świąt dużych i tych całkiem malutkich. Niektóre z nich nawet trudno nazwać świętami. Są to wtedy “Dni”: Dzień bez Samochodu, Dzień Zakochanych, czy Dzień Przytulania. I choć na pierwszy rzut oka nie jest to szczególnie ważne, czy zajmujące, to jest w stanie solidnie nas obnażyć. Jak? Ano tak… W tłusty czwartek, jak chyba każdy, udałam się na polowanie najlepszych pączków w okolicy. Tym samym nalazłam się w przydługiej kolejce, w której każdy prowadził ożywioną konwersację. To nic, że osoba stojąca przed, jest zupełnie obca. Wcale nie przeszkadza to zrobić wstępnego wywiadu, które pączki bierze (oby tylko sie nie zdradzić, które biorę ja! Inaczej ten ktoś wykupi wszystkie moje typy!). Można też zrobić podpuchę i rzucić “a co się będzie pani rozdrabniać, od razu niech bierze 20!”. No a sama zagajająca bierze aż 4… Czyż ni jesteśmy mistrzami w dobrych (nie zawsze szczerych) radach? Nie daj Bóg gdy powiesz, że dziś pączków nie tykasz. Bez względu na powód, zaraz usłyszysz lawinę zapewnień, że dziś to kalorie idą w cycki. Albo że dziś pączek jest jak woda i na sam rozruch trzeba zarzucić 3. Albo żeś młoda i Twoja przemiana materii poradzi sobie śpiewająco z taką ilością dobroci. Ale to Ty potem zostajesz z gorzkim posmakiem. Zupełnie jakby to już nie był lukier… CZYTAJ TAKŻE: BałwanekI tu pojawia się kolejny punkt tłustoczwartkowych wywodów. Nagradzanie. Ten dzień pokazuje, jak każdy z nas jest spragniony głasków. Jak bardzo staramy się trzymać w ryzach i nie przesadzić z dobrocią. A w gruncie rzeczy, dlaczego nie? Dlaczego jest tak, że albo zupełnie obchodzimy się smakiem i choć dumni, to łykamy hektolitry śliny z żalu? Albo odwrotnie – zamykamy oczy i chłoniemy tyle ile dusza zapragnie, a później zżerają nas wyrzuty sumienia? Dlaczego tak trudno nam zachować zdrowy umiar? Kolejną obserwację poczyniłam w Walentynki. Dzień, który ma tyle zwolenników, co przeciwników. Bo co to za święto ściągnięte z innego kraju? Takie komercyjne i przereklamowane? I w ogóle takie bez sensu. Dla mnie takie podejście trąci ksenofobią. Po pierwsze, każdy powód jest dobry, by sprawić przyjemność sobie i osobie, którą kochamy. A że przyszedł on zza oceanu, zupełnie mi nie wadzi. Dla oportunistów zebranych pod szyldem “komercyjność”, mam pytanie: Czy nasze wielkie święta nie są wyznaczane przez ekspozycje sklepowe zamiast przez kalendarz? Wszystkie takie poważne dyskursy na temat niezbyt ważki (bo jak wspomniałam, czy Dzień Czegoś można nazwać wielkim świętem?) są dowodem na to, jak jesteśmy śmiertelnie poważni. Zupełnie nie zostawiamy sobie miejsca na niedopięty guzik, czy poluzowanie warkoczyków. Co doskonale widać przy pączkach – chciałbym, ale… Więc albo wszystko, albo nic. A taka silna potrzeba kontroli prędzej czy później wychodzi nam bokiem.