Rodzicu, za czym będziesz tęsknić, gdy dziecko dorośnie? Polecamy Rodzice piszą by Edyta Bodzioch - 12 września 201712 września 20170 Czas płynie jak szalony. Ile razy już powtarzałam to zdanie? Trudno zliczyć. Ale dopiero odkąd zostaliśmy rodzicami, pojawia się wrażenie, że czas płynie jeszcze szybciej. Czyżby wraz z narodzinami dziecka zwariował podwójnie? Oto jest pytanie. Gdy patrzę na naszego Urwisa wydaje mi się, że jeszcze wczoraj był drobinką. Tymczasem on już biega, psoci i hałasuje w najlepsze. Rośnie tak szybko! Widać totalnie olewa naszą potrzebę nacieszenia się jego dzieciństwem. Więc pewnie już za moment, za chwilę, może się okazać, że nasz mały chłopczyk stanie się trudnym do okiełznania nastolatkiem. Z rozrzewnieniem będę wtedy wspominać wspólne posiłki. Kiedy małe rączki musiały grzebać w talerzu każdego, kto siedział przy stole. Gdy każdy nowy smak trzeba było przetestować dziesięć razy, metodą poglum i wypluj, zanim się go pokocha. Kiedy wygrzebana oliwka z sałatki była najlepszym rarytasem, którym trzeba było podzielić się z dziadkiem. Gdy po skończonym obiedzie, trzeba było się przebrać, nakarmić psa i umyć podłogę. spisales.com Będę tęsknić za naszymi porankami. Kiedy czekałam na pierwszy uśmiech i mruknięcie, które oznaczało “połaskocz mnie w stopę, mamo”. Potem kolejne, będące w wolnym tłumaczeniu prośbą o zmianę nogi. A potem plecy, szyję, ucho, drugie ucho, kolano… by na końcu pobiec za małą torpedą, która wystrzeliła po lody na śniadanie. CZYTAJ TAKŻE: Trudne rozstaniaBędę tęsknić za okrzykami zachwytu, gdy przejedzie din din (czytaj tramwaj), albo przemknie motocykl. Albo chlapaniem się w kałuży tak zmyślnie, by jak najbardziej zmoczyć ubranie. Za czytaniem książek tylko na określonych stronach. W końcu pozostałe są zbyt nudne. I za tymi wszystkimi próbami stania się niewidzialnym, gdy coś się (samo) nabroi. Przecież zasłonięte oczy, to jakby czapka niewidka 😀 Wrócą wszystkie chwile, gdy na poprawę humoru trzeba było odpalić coś ekstra – dżem truskawkowy dziadków. Albo obowiązkowo kiszoniaka na zakupach w warzywniaku, czy grahamkę w Biedronce. Pewnie też przypomnę sobie, jak wielką frajdą było robienie tatuaży długopisem i chwalenie się, że Tata ma taki sam. Albo jak przy ulubionej piosence małe nóżki dreptały do radia, by zrobić głośniej. A w lato przynosiły mi takie skarby, jak jeszcze zielone pomidory, polne kwiatki (zerwane tuż przy łebku albo wyrwane z korzeniem) i kamyki na kilogramy (do upchnięcia w kieszeniach). Czego chcieć więcej, prócz spełnienia słów chwilo trwaj?